„Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu” (Mt 18, 35)
XXIV Niedziela Zwykła
Po obowiązku braterskiego upomnienia (Mt 18, 15-18) wchodzimy dziś w tajemnicę przebaczenia, która jest wyrazem i zwycięstwem miłości (Mt 18, 21-35). Piotr zadaje Jezusowi pytanie dotyczące przebaczenia bratu, który wobec niego zawinił. Czy aż siedem razy? – pyta. W jego mniemaniu liczba siedem oznacza bardzo wielką wyrozumiałość, zwłaszcza, że rabini nauczali, iż Bóg daruje winy do trzech razy. W takiej perspektywie siedmiokrotne przebaczenie okazuje się czymś wyjątkowym, wielkodusznym wobec winowajcy. Ale Jezus i tym razem zaskakuje Piotra, udzielając mu odpowiedzi, która chyba nie mieściła się nawet w sercu ucznia - pierwszego Pasterza Bożej owczarni. „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” – mówi Pan i opowiada słuchaczom przypowieść o niemiłosiernym dłużniku. Talent, o którym mowa w przypowieści, to ponad 34 kg złota. Dziesięć tysięcy talentów stanowi sumę przeogromną, wręcz niewyobrażalny dług, niemożliwy do spłacenia przez człowieka za jego życia. Chrystus celowo tę sumę wyolbrzymił, aby nam ukazać nieskończone miłosierdzie Boże, od którego wszyscy zależymy. Ewangelia ukazuje prawdziwy obraz Boga, ukazuje Jego miłosierdzie i uczy, jak żyć żeby z tego miłosierdzia Bożego w pełni skorzystać. Brat, bliźni, nieprzyjaciel, każdy człowiek stoi na mojej drodze do zbawienia, które zależy od mojej relacji z nimi. Jezus mówi, że jeżeli nie przebaczę z serca człowiekowi, który wyrządził mi krzywdę, to zamykam sobie drogę do królestwa Ojca. Nie ma znaczenia kto i jak mnie skrzywdził, jaką wyrządził mi szkodę i czego mnie pozbawił. Jest tylko jedno wyjście – przebaczenie.
Nieprzebaczenie, trwanie w gniewie, zatwardziałość i upór serca, nieprzejednana postawa wobec winowajcy, są przeciwieństwem miłości, są antyświadectwem chrześcijanina, wręcz zgorszeniem, zaprzeczeniem statusu ucznia Jezusa. Nie mogę liczyć na Boże miłosierdzie będąc niemiłosiernym wobec tych, którzy mnie skrzywdzili, zadali mi ból, spowodowali moje cierpienie. Ten przeogromny dług z przypowieści ukazuje winę człowieka grzesznego wobec świętego Boga, której człowiek nie jest w stanie niczym wynagrodzić. To Bóg pierwszy w swoim wielkim miłosierdziu posłał Syna swego umiłowanego, ażeby On przez ofiarę krzyżową zadośćuczynił raz na zawsze za nasze grzechy. To pokazuje, jak bardzo Bóg nas umiłował, jak niewyobrażalna jest miłość Ojca względem nas, Jego dzieci, choć grzesznych. „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania dzięki wierze mocą Jego krwi” (Rz 3, 23-25). Skoro więc Bóg przebaczył nam grzechy i pojednał nas ze sobą w swoim Synu mocą Jego krwi, to nie ma dla nas innej drogi do życia w Bogu na wieki, jak tylko naśladowanie Jego drogi. Między mną a Bogiem stoi brat – winowajca, któremu muszę przebaczyć. To co Bóg uczynił dla mnie, staje się zasadą mojego postępowania wobec każdego człowieka, a winowajcy szczególnie. Przykazanie Jezusa jest bardzo proste i zrozumiałe: „(…)abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15, 12). Natomiast św. Paweł w liście do Kościoła w Efezie tak pisze: „Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4, 32). Miłość, która nie przebacza, nie jest miłością. Jeżeli z serca nie przebaczę bratu, to zamykam się na Boże miłosierdzie, na dar Bożego przebaczenia, potępiam siebie. W świetle słów zawartych w Ewangelii które dziś usłyszałem, czy mogę nie przebaczyć? Czy mogę pozwolić triumfować złu i zamykać sobie drogę do wiecznej komunii z Bogiem?
Marek Stankiewicz