„Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24b)
XXII Niedziela Zwykła
Po wyznaniu przez Piotra wiary w Jezusa, Syna Boga żywego, Chrystus po raz pierwszy mówi swoim uczniom o męce ku której zmierza, jakby chciał ukazać drogę tym, którzy w Niego uwierzyli. I oto ten, który został nazwany Opoką, oburzony i zgorszony słowami swego Mistrza bierze Go na bok i próbuje odwieść od wypełnienia woli Ojca. Widać, że Piotr jeszcze nie pojął tajemnicy Syna Bożego. Słowa Jezusa zupełnie nie pasowały do obrazu mesjasza, jaki Piotr i inni Żydzi nosili w swoich sercach. Chrystus w ostrych słowach odpowiada Piotrowi i podaje kryteria przynależności do Niego. W Jego słowach nie ma żadnych nowości ani ulgowej taryfy. Dominuje krzyż. Droga, jaką Chrystus wskazuje swoim uczniom, jest tą samą drogą, którą On zmierza do Jerozolimy. Syn idzie, aby złożyć Ojcu ze swego życia ofiarę przebłagalną za nasze grzechy, a wszystko co czyni, jest powodowane miłością. Taką drogę Jezus wskazuje każdemu, kto chce iść za Nim. „Jeśli kto chce pójść za Mną…” – mówi Pan. Nie przymusza nikogo, ale oczekuje od swoich naśladowców podjęcia decyzji w całkowitej wolności. Najpierw żąda zaparcia się samego siebie. Trzeba wyrzec się swojego „ja”, zniekształconego i zakłamanego przez grzech, aby narodzić się do „ja” prawdziwego, odkrywając w sobie obraz Boży. Trzeba podporządkować swoje ego wymaganiom Ewangelii i z gotowością do ofiary ze swego życia iść za Jezusem. Człowiek jest naprawdę wolny, gdy idzie przez życie tą samą drogą co Chrystus. I jest to jedyna droga do pełni człowieczeństwa. „Jeśli kto chce…”. Tylko wtedy krzyż ucznia nabiera ogromnej wartości, jeśli niesie go za swoim Panem z miłością i pełną akceptacją wszystkiego, co nań przychodzi.
Tracić życie tak jak On – oto dzieło życia człowieka, który chce iść za Nim, czynić to z miłości do Boga i braci, aby zyskać życie lepsze, wieczne. Ktoś powiedział, że chrześcijaństwo jest religią paradoksów i tak jest. Jeśli tracisz, to zyskujesz; im więcej oddasz, tym więcej otrzymasz; im bardziej się umniejszysz w oczach tego świata, tym większy będziesz w oczach Boga. Przedziwna jest Boża ekonomia zbawienia. W tym ziemskim życiu człowieka gra toczy się o szczęście wieczne. Człowiek i jego dusza mają tak wielką wartość u Boga, że posłał swego Syna umiłowanego na krzyż, aby uwolnił nas od potępienia. Jesteśmy dla Niego drogocenną perłą. Bóg uczynił wszystko, aby zbawienie stało się realne. Teraz nasza kolej na działanie, na ofiarę, pójście za Nim. „Jeśli chcesz…”. I chociaż od wypowiedzenia przez Jezusa tych słów minęło około dwa tysiące lat, to kryteria naboru do Jego szkoły, dla nas ludzi XXI wieku, są wciąż takie same. Dominuje krzyż, jak wtedy na Golgocie. Jeśli kto chce być uczniem Pana, to każdego dnia staje do walki ze swoim egoizmem, z samym sobą. Składa Bogu ofiarę ze swego życia, czyniąc to mocą miłości Bożej, rozlanej w naszych sercach przez Ducha Świętego. I jak pokazuje życie świętych Pańskich, jest to realne. Odrzucili to, co światowe, a wybrali krzyż i zwyciężyli. Nic człowiek nie zyska w perspektywie wieczności choćby cały świat zdobył, ale jeżeli będzie się spalał każdego dnia w ogniu Bożej miłości, to zwycięży, będzie wielki w oczach Boga: „Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego postępowania” (w. 27). „Jeśli chcesz…”. Wystarczy jeden dobrowolny akt twojej woli.
Marek Stankiewicz