Galerie 2014-11-16 wyświetleń: 3283

Miłość, którą jest Bóg w nas, ukaże nam drogę...

Jakże wyraźnie słowa pieśni „Miłość, którą jest Bóg w nas, ukaże nam drogę, którą mamy kroczyć...” zapisały się w naszych wspomnieniach, związanych z warsztatami wokalnymi parafialnego chóru, które odbyły się w dniach 17 – 19 października 2014 r. w Dziwnowie.

W ten piękny, słoneczny, październikowy weekend każdy z nas – uczestników warsztatów – ujrzał niejedną drogę i niejedno oblicze miłości Boga i bliźniego, a także obfitości łask z niej płynących. Warsztaty te były doskonałą okazją, by prócz doskonalenia umiejętności wokalnych, na chwilę zwolnić tempo codziennego życia, wyciszyć się, zajrzeć w głąb siebie i w pięknych okolicznościach przyrody (nadbałtyckie plaże są cudowne o tej porze roku) poprowadzić dialog z Bogiem, samym sobą i najbliższymi, którzy nam towarzyszyli.

Osobiście słowa tej pieśni, której wykonanie wytrwale ćwiczyliśmy na warsztatach, odniosłam do wielu aspektów mojego życia, zrozumiałam, że nawet w najmniejszych rzeczach, najdrobniejszych szczegółach, na każdym etapie naszego życia możemy dostrzec, że Bóg każdego dnia, z ojcowską miłością prowadzi nas po ściekach naszego życia i stawia na naszej drodze ludzi, którzy mają nam coś pokazać, czegoś nas nauczyć, poprowadzić i od nas zależy czy te wskazówki zauważymy i wpleciemy w nasze życie.

Warsztaty pokazały mi, że moja przygoda z chórem, która zaczęła się we wrześniu tego roku, też jest jedną z dróg, jaką mam podążać; drogą, która świeżo upieczonej emerytce ma pokazać inną jakość życia, być przyjemnym obowiązkiem, sposobem na wyjście z domu do ludzi. Chór okazał się dla mnie drogą, na której nawiązałam nowe, ciekawe znajomości, drogą na której mam pielęgnować talenty dane od Boga i wytrwałą pracą je doskonalić.

A z warsztatami, które doprowadziły mnie do powyższych refleksji było tak…

W piątkowe popołudnie razem z moją córką Moniką i 8-miesięcznym wnusiem Filipkiem zapakowaliśmy po brzegi samochód (mogłoby się wydawać, że to tylko weekendowy wypad, ale nikt nie przypuszcza ile niemowlę ma bagażyJ) i stawiłyśmy się na parkingu, gdzie w równie zapakowanym aucie czekała na nas Renia Graboś z córką Martą i półtorarocznym wnuczkiem Kubusiem. Po wysłuchaniu troskliwych uwag naszych zięciów na temat bezpieczeństwa na trasie i dbałości o małe pociechy, w dwa auta wyruszyłyśmy w stronę Dziwnowa. Na miejsce dotarłyśmy przed godziną 19. Okazało się, że duża grupa uczestników jest już na miejscu, a na część musimy jeszcze poczekać. Pospiesznie rozlokowałyśmy się w swoich pokojach i udałyśmy się na pierwszą próbę. Dyrygent chóru, Krzysztof, nakreślił nam cel warsztatów oraz ogólny planowany ich przebieg wskazując, iż będzie czas na odpoczynek i pobyt z najbliższymi, ale przede wszystkim ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia. Cel był jasny, więc zaczęła się ciężka praca... Po zakończonej próbie, na koniec dnia wspólna modlitwa – podziękowanie za obecność na warsztatach, za szczęśliwą podróż, a także prośba o błogosławieństwo, łaskę cierpliwości i wytrwałości. Pełni emocji, nastawieni na rozśpiewaną sobotę udaliśmy się na odpoczynek.

Sobota powitała nas promieniami słońca, cichym szumem fal i bardzo łagodnym wietrzykiem. Dzień rozpoczęliśmy wspólną modlitwą, w której towarzyszyli nam nasi bliscy z którymi przyjechaliśmy. Po modlitwie rozpoczęły się próby - najpierw wspólna. Potem Krzysztof podzielił nas na grupy, w świecie muzyki zwane tercetami (w każdej jeden alt, sopran i głos męski) i wyznaczył godziny prób. Pracowaliśmy jak sprawnie naoliwiona maszyna. Każdy tercet punktualnie stawiał się na wyznaczoną godzinę, a Krzysztof niezmordowanie szkolił każdą grupę, wskazując nad czym musimy poćwiczyć, jakie błędy popełniamy.

Wczesnym popołudniem nastąpiła chwila przerwy (obiadowej) i dojechała zamówiona przez wszystkich uczestników pizza. Po uczcie dla ciała, każdy chciał choć trochę uczty dla ducha, więc pospiesznie, by wykorzystać wolną chwilę, jaka dzieliła nas od popołudniowych prób, wyskakiwaliśmy na spacerek na plażę, by rozkoszować się błękitem morza i  łagodnym szumem fal.

Niektórzy z nas wzięli do ręki kijki do nordic walkingu, inni wzięli pod rękę małżonka, a jeszcze inni stali się napędem dziecinnego wózka.

Tak, te chwile były niebywałym darem i wyrazem Bożej miłości. Jakże cudowny, piękny świat jest nam dany, jak kochane są nasze rodziny z którymi mogliśmy się tym wszystkim cieszyć i w oderwaniu od codzienności porozmawiać, zbliżyć się do siebie.

Jak wyjątkową była dla mnie chwila, gdy w oczach wnuczka dostrzegłam radość i zdziwienie, gdy bobas zobaczył tyyylee wodyJ

Po tym miłym przerywniku nastąpiła druga cześć naszych wokalnych zmagań. Tym razem próby w podziale na głosy i znów na próbach trochę śmiechu i trochę stresu. Okazuje się, że śpiewanie nie jest takie łatwe, jak słuchaczom może się wydawać Trudno odpowiednio układać usta, odpowiednio oddychać, nie zdzierać gardła. Jest tyle rzeczy, o których trzeba pamiętać – linia melodyczna, dykcja, odpowiednia emisja głosu. Osobiście dowiedziałam się, że śpiewając można „rzucić brzuszkiem o podłogę”:)

Punktem kulminacyjnym soboty było wspólne spotkanie przy suto zastawionym stole, na którym znalazły się specjały przygotowane przez każdego z nas. Około godziny 19. wszyscy (chórzyści oraz nasi bliscy) spotkaliśmy się na kolacji. Owo spotkanie było doskonałą okazją, by porozmawiać, poznać się bliżej, zintegrować. Po kolacji nasz maestro J zarządził jeszcze jedną wspólną próbę, by utrwalić materiał przygotowywany przez całą sobotę. W tym czasie nasi bliscy udali się do pokoi, by odpocząć, czy też utulić do snu najmłodszych uczestników wyjazdu, a następnie po zakończonej próbie dołączyli do nas na wspólną modlitwę. Okazało się, że choć dzień był pracowity, nikt nie chciał jeszcze spać, każdy chciał dalej śpiewać… Ten wieczór pokazał, że muzyka łączy pokolenia i że podobne dźwięki nam w duszy grają – nikomu nie były obce pieśni religijne, patriotyczne, a nawet rockowe szlagiery, które w doskonałych humorach śpiewaliśmy do późnej nocy.

W niedzielny poranek wspólnie udaliśmy się na Mszę świętą do pobliskiego kościółka. Kazanie tam wysłuchane nawiązywało do przekazu ćwiczonej przez nas pieśni – tak, jak Bóg wskazuje nam drogi, którymi mamy kroczyć, tak też każdemu z nas na tę ziemską drogę daje krzyż, jaki możemy unieść - nie za duży, nie za mały, nie za ciężki, ale taki akuratny dla każdego z nas, dla naszych możliwości, siły, wiary, właściwy na drogi dla nas przygotowane.

Po mszy wróciliśmy do ośrodka i szybciutko na próby. Ćwiczyliśmy całe przedpołudnie, powtarzaliśmy materiał opanowany na warsztatach, między innymi pieśni „Chrystus Pan karmi nas”, „Była cicha i piękna, jak wiosna”, „Nim wyszedłeś dzisiaj z domu” oraz moją ulubioną „Miłość, którą jest Bóg w nas”, starając się pamiętać o wskazówkach i uwagach dyrygenta. W międzyczasie krótka przerwa na obiad i spacer na plażę. O godzinie 14. ostatnia wspólna próba, a o 16. mini recital dla najbliższych. Przedstawiliśmy im krótki wycinek tego, nad czym pracowaliśmy przez cały weekend i dostaliśmy gromkie brawa. Tak, każdy z nas poczuł satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Podziękowaliśmy Krzysztofowi za zaangażowanie, za cierpliwość, za to, że swoją wizją zaraża każdego z nas, za to, że w każdym z nas dostrzega potencjał i chce nas choć trochę podszlifować. Zadowoleni wróciliśmy do pokoi, by spakować bagaże i następnie udać się w drogę powrotną do naszych domów.

Na koniec okazało się, że warsztaty były tak pracowite i intensywne, że nawet naszemu dyrygentowi uszło powietrze… na szczęście tylko z samochodowego koła.  Jednak szybko udało się to naprawić i ostatnia grupa uczestników wyruszyła do Szczecina. Pełni pozytywnych emocji, z niecierpliwością czekamy na kolejne warsztaty.

Krystyna Ogrodnik

aktualizowano: 2015-01-08 12:46
cofnij drukuj do góry
Wszystkich albumów: