Galerie 2018-09-24 wyświetleń: 1294

Nadmorskie rekolekcje - Mrzeżyno, 21 - 23 września 2018

"Żarliwością zapłonąłem o Pana, Boga Zastępów" (1 Krl 19, 10.13)

Fotoreportaż z rekolekcji dla nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej (fot. i opr. A. Szewczyk)

Świadectwo Grzegorza, uczestnika rekolekcji (poniżej)

Zwyciężyć na drodze do świętości!

Droga na rekolekcje

Już sama moja podróż na jesienne rekolekcje dla nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej była niesamowita. Wiatr wzniecający ogromny kurz, później ulewa - jazda stała się prawdziwym ryzykiem. Ale nie bałem się wcale, wiedząc, że „nawet moje włosy są policzone na głowie”, że Pan Bóg czuwa nade mną i zaprowadzi mnie do celu. Towarzyszyło mi przeświadczenie, że On chce żebym tam się dostał, choć wymagać to będzie trochę wysiłku z mej strony. Byłem przekonany, że Bóg chce bym mu zaufał i nie lękał się.

Moje powołanie

Moja „przygoda” z szafarską posługą zaczęła się dawno, w Niemczech. Byłem wtedy lektorem w Polskiej Misji Katolickiej, wówczas swój kraj odwiedzałem w wakacje i na święta. Pewnego dnia przed Mszą św. w języku polskim zapytałem księdza, dlaczego nie używa się pateny w czasie rozdawania Komunii, jak to ma miejsce w polskich kościołach. Przecież odrobiny Komunii spadają na ziemię, a w każdej tej drobinie jest cały i żywy Pan Jezus. Reakcja była natychmiastowa - ksiądz wysłał mnie do zakrystii, bym stamtąd pobrał nieużywaną od lat, przechowywaną w sejfie patenę. Tego wieczoru trzymałem ją podczas udzielania Komunii wiernym. Dzięki dobremu oświetleniu w kościele widziałem drobiny, okruszki Komunii świętej, spadające na patenę. Krótko po tym wydarzeniu ksiądz zapytał mnie, czy zechciałbym zostać nadzwyczajnym szafarzem Komunii świętej. Odpowiedziałem: tak.

Innym razem, w Anglii, w tamtejszym kościele katolickim na Mszy św. doznałem prawdziwego cudu. Tam Komunię otrzymuje się zawsze pod dwiema Postaciami - Ciała i Krwi Pana Jezusa. Będąc już przy kielichu wyciągnąłem ręce, żeby przyjąć Krew Pańską, ale szafarz (był to mężczyzna) pokiwał głową i powiedział „no”. Zrozumiałem, że nie ma już Krwi Pana Jezusa w kielichu. Byłem prawie na samym końcu, bo siedziałem z tyłu, a tam wierni podchodzą kolejno ławkami do Komunii św. i w rezultacie tym razem byłem przedostatni, gdyż pewien mężczyzna mnie przepuścił. Nie wiadomo dlaczego, ale wziąłem kielich do ręki, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście jest pusty. Widziałem gładką, błyszczącą w jasnym świetle wewnętrzną powierzchnię złoconego kielicha i – ku mojemu zaskoczeniu - nagle wysączyła się powoli, jak po nakłuciu palca igłą kropelka białego wina. Myślałem, że mam jakieś przewidzenia, halucynacje. Jednak postanowiłem przechylić kielich i przekonać się, czy było to przewidzeniem, czy prawdą. Poczułem smak wina, białego słodkiego. Prawie upadłem na kolana...

Rekolekcje

W toku rozmów z innymi szafarzami podczas rekolekcji uderzyło mnie, że każdy z nich został do tej posługi poproszony przez księdza, najczęściej proboszcza, mimo, iż niektórzy mieli jakąś wewnętrzną potrzebę by o to zabiegać wskutek ich bliskich relacji z Bogiem, opartych na głębokiej wierze i życiu blisko Kościoła oraz odczuwali potrzebę czynienia czegoś więcej.

Nasze rozważania Pisma Świętego w sobotę dotyczyły powołania św. Mateusza, który będąc bardzo przywiązany do tego świata, natychmiast odpowiedział Jezusowi „tak” i poszedł za Nim, pozostawiając wszystko. Poszedł, nawrócił się i narodził się na nowo.

Będąc szafarzem nadzwyczajnym spotkałem się z atakami wierzących i praktykujących katolików. Dotyczyły one na przykład tego, że jako świecki nie powinienem udzielać Komunii świętej, gdyż tylko ręce konsekrowane mają do tego prawo. Co prawda wzbudziły one we mnie pewne wątpliwości, zasięgnąłem wówczas kapłańskiej porady, czy mam w dalszym ciągu pełnić tę posługę. Otrzymałem odpowiedź, że mam nadal posługiwać jako szafarz.

Gdy słuchałem wypowiedzi przybyłych na rekolekcje braci szafarzy, a było nas ponad 30., to czułem obecność samego Chrystusa wśród nas. Poruszyło mnie bardzo gdy ktoś zaczął opowiadać o sobie słowami „mnie to powinno w ogóle nie być, moja mama miała dokonać aborcji, jej teściowa ją do tego bardzo namawiała”. Łzy popłynęły mi same. Dzielący się tak intymnym wyznaniem ze wzruszenia też musiał przerwać swoją wypowiedź. Dostrzegłem w nim głęboką, żywą wiarę, największy dar od Boga, do tego troskliwie pielęgnowaną. Zauważyłem też tę piękna wiarę w oczach wszystkich pozostałych, kiedy opowiadali o swoich kłopotach, ale i o radościach związanych z szafarską posługą. O oczekiwaniu tych wszystkich osób, którym niosą Pana Jezusa właśnie na Komunię, na osobiste spotkanie z żywym Bogiem.

Rekolekcje bardzo dużo mi dały. Naładowałem jakby baterie na to, co przede mną. Wyciszyły mnie i pozwoliły inaczej, po Bożemu spojrzeć na wszystko. Pomogły mi bardzo w zamierzeniach związanych z moją pracą społeczną i dostrzeżeniu, że moje oczekiwania powinny być na dalszym planie, że o wiele ważniejsze jest, by służyć innym.

Urodziłem się 9 maja, przez wielu kojarzonym z Dniem Zwycięstwa. Wierzę, że Bóg chce mego zwycięstwa w drodze do świętości, ale też zwycięstwa prawdy w naszej małej i dużej Ojczyźnie. Że ja jestem jego narzędziem, że On zna mnie, moje serce najlepiej, że wie jako Wszechwiedzący
i Wszechmocny nawet to, jak ja postąpię, chociaż mam wolną wolę. Podczas tych rekolekcji Pan utwierdził mnie co do słuszności podejmowanych przeze mnie niezwykle istotnych decyzji życiowych, związanych z moim powołaniem. Dziś jestem ojcem trojga wspaniałych dzieci. Są już dorosłe, dobrze wykształcone, ale martwi mnie ich słabnąca wiara. Potęguje to we mnie potrzebę nieustannego zawierzania ich życia w gorących modlitwach, na wzór św. Moniki, szukającej ratunku dla syna u Boga. To napawa mnie optymizmem, Bożym optymizmem.

Grzegorz Reds

 

aktualizowano: 2018-09-28 12:22
cofnij drukuj do góry
Wszystkich albumów: