aktualizowano: 2019-04-07 22:50 Odsłon: 1182

By nie zginąć w meandrach melodii i tekstów…

O wrażeniach ze swych pierwszych chóralnych warsztatów muzycznych opowiada Ania

Łukęcin, 8-10 marca 2019

Fot. Rafał Ferens

Tegoroczne wiosenne warsztaty muzyczne naszego chóru przeszły do historii, czas więc podzielić się wrażeniami. A tych było naprawdę sporo, zwłaszcza, że jako świeżo upieczona altanka dopiero poznaję zespół. Ale może od początku…

Łukęcińskie warsztaty zaczęły się w piątek. Ponoć jak zwykle – wierzę na słowo tym, którzy na niejednych warsztatach już byli. Po organizacyjnej krzątaninie, ulokowaniu się w pokojach i akcencie kulinarnym zaczęło się! Wspólna próba; prawie jak czwartkowa, tylko do domu dalej. Później była Droga Krzyżowa, podczas której modliliśmy się za nieobecnych chórzystów, nasze rodziny, za warsztaty oraz w intencjach własnych. Cała noc upłynęła nam na modlitwie i adoracji Najświętszego Sakramentu. Czuwaliśmy przy Panu Jezusie do rana.

Sobotę zapamiętałam jako jedną wielką próbę z krótkimi przerwami i zmianami prowadzących. Na wspólnym rozśpiewaniu Marta próbowała połamać nasze języki różnymi wierszykami, a co jeden to lepszy! Ćwiczyliśmy uśmiechy, brwi, brzuszki. Nie mogło też zabraknąć trąbek i dzióbków. Trudno, nie można mieć wszystkiego – albo się wygląda, albo się brzmi. Eh…
Niemal cały dzień ćwiczyliśmy w grupach, z przesympatyczną Martą, szybkim Rafałem i naszym Krzysztofem. Na próbie wspólnej mogliśmy zjednoczyć się w wysiłkach i nawet udało się osiągnąć tę wymarzoną harmonię!
Dla mnie sobota była szczególnie trudna. Starałam się nie zaginąć w meandrach nowych melodii i tekstów, które reszta altanek jedynie powtarzała. Wieczorem miałam w głowie wielki muzyczny chaos, który wydawał mi się nie do opanowania.

Nie samym śpiewem żyje chórzysta, więc po kolacji spotkaliśmy się na agapie (dla nowych to raczej wieczorek zapoznawczy). Z domów poprzyjeżdżały na tę okazję przepyszne ciasta i sałatki. Plan na wieczór był taki, że każdy z nas powie kilka słów o sobie. Niekwestionowanym bohaterem tych opowieści była Ela, która, jak się okazało, ściągnęła do chóru chyba większość z nas. No i oczywiście Krzysztof, toczący heroiczne boje z naszymi głosami, a stawką jest harmonia i czyste brzmienie. Wieczór upłynął w wyjątkowej atmosferze.

W niedzielę po śniadaniu i próbie śpiewaliśmy Bogu podczas mszy. Parafianie i księża też słuchali. Na dowód tego, że podczas warsztatów nie próżnowaliśmy, po kolejnej próbie daliśmy mini-koncert rodzinom, które do nas przyjechały. Chyba się podobało, bo były gromkie brawa. Niektórzy od początku naszej prezentacji stali, zatem można śmiało powiedzieć, że dostaliśmy owacje na stojąco! Trzeba koniecznie podpytać Krzysztofa, czy zasłużenie.
Podziękowaliśmy serdecznie naszej kadrze dydaktycznej  - Marcie i Krzysztofowi, bo Rafał już uciekł oraz kierowniczce - Teresce. Również paniom kucharkom, które przez cały nasz pobyt karmiły nas pysznościami, cobyśmy nie ustali z głodu w tym naszym śpiewie.

Jeszcze nigdy nie byłam na szkoleniu tak intensywnym, a jednocześnie nigdy żadne szkolenie nie zleciało mi tak szybko. Śpiewanie Panu chyba przenosi nas w inny wymiar czasu.

Jestem wdzięczna wszystkim uczestnikom za wspaniałą atmosferę – aż się chciało śpiewać! Szczególnie dziękuję Marcie, Krzysztofowi i Rafałowi za cierpliwość i fantastyczne warsztaty. Teresce – za trud organizacji. Ewie i Teresce dziękuję za współdzielenie pokoju i wszystkie śmichy-chichy. Małgosi za cichą opiekę podczas śpiewu, uśmiech i spacer nad morze. Markowi dziękuję za to, że kiedy altanki i sopranki ładnie razem zabrzmią, dostajemy wyrazy uznania w postaci braw i lajków (łapka w górę) – to bardzo miłe. Małgosi, Monice, Danusi i Dorocie – za wspólną miłą podróż. Serdeczne Bóg zapłać!

Ania

 

aktualizowano: 2019-04-07 22:50
cofnij drukuj do góry
Wszystkich rekordów: