Transmisja na żywo

Ogłoszenia

III Niedziela Wielkanocna jest przeżywana jako Niedziela Biblijna, która rozpoczyna Tydzień Biblijny (14-20 kwietnia br.). W tym roku jest on obchodzony pod hasłem: „Powołani do Wspólnoty – Komunii z Bogiem i bliźnimi w Kościele”.
 
czytaj więcej »

Aktualności

aktualizowano: 2021-01-05 18:16 Odsłon: 441

Wielokulturowo, czyli święta po szczecińsku

Co ze spuścizny kulturowej dotyczącej świąt Bożego Narodzenia przetrwało w naszych domach do dziś

Wielokulturowo, czyli święta po szczecińsku

/Adam Szewczyk/

Ziemia szczecińska słusznie określana jest mianem tygla kulturowego. Po II wojnie światowej osiadło na niej wielu przedstawicieli różnych grup etnicznych z różnych części kraju, także ziem należących przed wojną do Polski. Przybyli ze swymi zwyczajami i, pielęgnując je w obcych realiach, zaczęli tworzyć nową rzeczywistość. Wsłuchując się w  wypowiedzi kilkorga przedstawicieli regionów sami oceńmy, ile z ich spuścizny kulturowej dotyczącej świąt Bożego Narodzenia przetrwało w naszych domach do dziś.

Pan Franciszek do Szczecina przybył z Kodnia (woj. lubelskie) w latach 60. Dobrze pamięta jak święta Bożego Narodzenia obchodzono w rodzinnych stronach. Oto, jak wspomina ten czas: „W domu strojono choinkę. Obok niej ustawiano niewielkie snopki zboża i siana. Stół do wieczerzy nakrywano białym obrusem, pod który wkładano garść siana. Starano się, by potraw było 12. Podawano m.in. owsiany kisiel polewany sokiem owocowym, kutię, drożdżowe racuchy smażone na oleju oraz danie, przyrządzone z suszonych kapeluszy prawdziwków, które wcześniej moczono, potem gotowano i smażono z cebulą, a podawano oprószone mąką. Były też pierogi z kapustą i grzybami i nie mogło zabraknąć ryb, kompotu z suszonych owoców i domowego chleba. Wieczerzę modlitwą rozpoczynał ojciec – składał wszystkim życzenia, po czym wzajemnie czynili to pozostali. Kolędy śpiewano praktycznie do wyjścia na pasterkę. Dzieci w tym czasie kolędowały po okolicy. W grupkach zawsze był ktoś z dużą, obracającą się gwiazdą. Odwiedzały co bogatsze obejścia z nadzieją otrzymania nagrody. Na pasterkę chodzono całymi rodzinami”.

Joanna Szewczyk, z domu Kwidzińska, w okolice Szczecina przybyła spod Wejherowa na początku lat 60. Wspomina, że święta spędzano rodzinnie, choć niezbyt wystawnie: „Na Kaszubach także strojono choinkę, wieszając na niej ręcznie przygotowane ozdoby, np. wykonane z opłatka aniołki. Wigilijny stół nakrywano odświętnym obrusem, pod który wkładano nieco siana. Wieczerzę rozpoczynano po wieczornym obrządku. Modlitwę prowadził dziadek lub ojciec. Dzieląc się opłatkiem, składał ogólne życzenia, po czym składali je sobie domownicy. Nie przywiązywano wagi do liczby potraw. W czasie wojny i długo po niej w kraju panowała bieda. Wszystko przyrządzano według domowych możliwości. Na stole pojawiała się zupa brzadowa (z suszonych owoców), podawana z kluskami lanymi lub ziemniaczanymi. Także kapusta z grochem, smażone ryby, śledź w oleju. Ciast w wigilię nie podawano, ale ciekawą tradycją był tzw. Weihnachtsteller – świąteczny talerz ze słodyczami, który stał przy każdym nakryciu. Śpiewano dużo kolęd, całą rodziną. Po posiłku pojawiał się Gwiazdor (na Kaszubach to Święty Mikołaj). Wpierw z worka wyciągał jarzyny, wywołując rozczarowanie wśród dzieci. Jednak gdy sięgał głębiej, wydobywał też prezenty. Po zabawach kto mógł udawał się na uroczyście celebrowaną pasterkę. Na wracających z niej czekał w domu gorący bigos”.

Czesław Machowski, pochodzący z Rudy Sieleckiej (obecnie Ukraina) jeszcze w czasie wojny osiadł wraz z rodzicami w Czerteżu pod Sanokiem. Później mieszkał w różnych miastach w Polsce, by w roku 1980 pozostać w Szczecinie. Tak wspomina rodzinne święta: „Świętom, choć przeżywanym radośnie, towarzyszyła wówczas bieda. Owszem, była choinka, wieczerza wigilijna, poprzedzona modlitwą prowadzoną przez ojca i składanymi przez niego życzeniami dla wszystkich. Na stole pojawiały się skromne potrawy, przygotowane według możliwości. Nie zawsze można było zdobyć rybę. Były za to pieczone pierogi drożdżowe z serem, domowy, biały chleb, tzw. „packa”. Ciast prócz „zawijanka” (makowca) nie było. Za to obowiązkowo musiała być kutia, którą – przyznaję – spożywałem ogromne ilości, aż do bólu brzucha! Świętego Mikołaja nie było – zwyczaju wręczania prezentów też nie. Śpiewaliśmy w rodzinach dużo kolęd, pastorałek, takich nie spotykanych nigdzie indziej. Zapamiętałem np. piosenkę: Na stole siano/na ziemi słoma/niech się weseli/kto dzisiaj doma!”.

 

aktualizowano: 2021-01-05 18:16
Wszystkich rekordów:
Parafia Rzymskokatolicka pw. św. Stanisława BM w Szczecinie
ul. Kolorowych Domów 2, 70-781 Szczecin, tel. , fax.
2013 © Wszelkie prawa zastrzeżone