Transmisja na żywo
Ogłoszenia
Chór "Cantamus Domino"
Wspólne wychwalanie Boga śpiewem - to już samo w sobie stanowi coś pięknego!
Rozmowa Krzysztofem Krzemieniem, dyrygentem parafialnego chóru Cantamus Domino
Fachowa literatura podaje, że chór to zespół muzyczny składający się z wokalistów wykonujący utwór jedno- lub wielogłosowy, a capella bądź z akompaniamentem. Zwykle prowadzony jest przez dyrygenta lub chórmistrza. Ze względu na płeć lub wiek można go podzielić na:
- chóry jednorodne (żeńskie, męskie lub dziecięce - głównie chłopięce);
- chóry mieszane.
Chór mieszany tradycyjnie podzielony jest na cztery głosy – dwa żeńskie (sopran i alt) i dwa męskie (tenor i bas).
Występuje jeszcze kilka innych, bardziej wnikliwych podziałów, np. ze względu na liczbę głosów, mecenat.
W parafii pw. św. Stanisława, biskupa i męczennika, od blisko pięciu lat funkcjonuje kościelny chór mieszany, początkowo prowadzony przez Pawła Śliżewskiego, następnie przez Grzegorza Tomzika, a od 2013 roku przez obecnie pełniącego funkcję dyrygenta - Krzysztofa Krzemienia. W okresie swego istnienia zdążył już wpisać się w życie parafii, wypełniając piękną muzyką przestrzeń liturgicznych celebracji. Czas żmudnej, acz niezwykle radosnej pracy członków chóru obfituje coraz doskonalszym repertuarem muzycznym, czego można doświadczyć wsłuchując się w jego brzmienie na przykład podczas niektórych Mszy świętych niedzielnych, stanowiących również okazję do szerszego zaprezentowania się pośród parafialnej wspólnoty.
Kto dziś tworzy parafialny chór Cantamus Domino – taką bowiem nazwę przyjęto w 2013 roku, co należy uczynić, aby móc do niego dołączyć, jak wygląda funkcjonowanie tej muzycznej wspólnoty od kuchni – o to i o wiele innych spraw z tym związanych zapytałem wymagającego dyrygenta o wrażliwym sercu…
Pięć lat mija od momentu założenia przy parafii pw. św. Stanisława BM w prawobrzeżnej dzielnicy Szczecina chóru Cantamus Domino, z czego trzeci rok pod kierownictwem Krzysztofa Krzemienia. Kto dziś tworzy chór?
To bardzo ogólne pytanie. Przedział wiekowy jest szeroki. Od lat kilkunastu do kilkudziesięciu, choć mi nie wypada pytać członków chóru o wiek. Ja się z tego bardzo cieszę. Tak jest najlepiej, kiedy w chórze parafialnym śpiewają prawie wszyscy. Najgorzej jest, gdy tworzy go jedna grupa wiekowa. Tu jest ta łaska Boża, że śpiewają osoby prawie w każdym przedziale wiekowym, w tym i moje dzieci – dwie córki w wieku 11. i 13. lat, jak i 13-letni syn jednego z chórzystów. Członkowie chóru to głównie lokalni parafianie, choć znajdują się w nim także osoby z parafii sąsiednich. To nawet dobrze, gdy osoby z parafii, w których nie funkcjonuje chór, szukają możliwości przyłączenia się do niego gdzie indziej. Aktualna struktura głosowa obejmuje podział na trzy głosy: dwa głosy damskie – soprany i alty, by nie brzmiało to tak twardo nazywam je „soprankami” i „altankami” oraz, póki co, jeden głos męski. W przyszłości mamy nadzieję męską formację podzielić na tenory i basy.
Jaki główny cel lub cele stoją przed członkami chóru i jakie są w związku z tym najpoważniejsze wyzwania?
Cel główny jest jeden, ale nie jedyny. Ten główny, to szeroko pojęta oprawa muzyczna parafialnych celebracji liturgicznych, zarówno świątecznych, jak i w miarę możliwości niedzielnych. Oprawa muzyczna to nic innego jak troska o to, by w kościele brzmiał piękny śpiew oraz aby prowadzić wiernych w tym śpiewie. Czyli nie chodzi o to, by to był koncert, lecz by wciągać ludzi w piękny śpiew. W związku z tym osobiście unikam słowa „koncert”, chciałbym bowiem, by nie stanowiło to tak zwanego „pokazywania chóru”, tylko żeby chór był narzędziem, żebyśmy my śpiewając modlili się i przyczyniali do wzbudzania poprzez śpiew modlitewnej postawy u wiernych. Inny, także ważny cel, to… wspólnota. Może nie tak sformalizowana jak w ruchach typu Domowy Kościół, Neokatechumenat czy innych, niemniej funkcjonująca, choćby wskutek częstych kontaktów związanych z cotygodniowymi próbami, spotkaniami niedzielnymi, warsztatami. Ogólnie tworzymy grupę ludzi przebywających z sobą często – chcemy czy nie, to i tak tworzymy już jakąś wspólnotę. Zawiązują się przyjaźnie. Nie bez powodu mówi się o czymś takim, jak rodzina chóralna; jest to zjawisko, które ma miejsce w zasadzie w każdym chórze.
A co stanowi większe wyzwanie – integracja wspólnotowa czy artystyczna?
Ciężkie pytanie… Przyznaję, że gdy chodzi o integrację wspólnotową, czuję się strasznie malutki i mogę się tylko modlić – zresztą modlimy się o to na każdej próbie – aby Pan Bóg to prowadził… O ile od strony muzycznej jestem raczej twardy i wymagający, to od strony wspólnotowej mogę tylko prosić Boga, i czynię to w modlitwie osobistej, aby On się tym zajął… Mam nadzieję, że jakoś Mu to wychodzi… – sądząc chociażby po kilkukrotnie już odbytych wyjazdowych warsztatach muzycznych – chyba nie jest źle…
Zatem rzecz rozgrywa się samoistnie…?
Na szczęście, dzięki Bogu, tak!
Jakimi walorami artystyczno-muzycznymi winien dysponować potencjalny kandydat na chórzystę?
Wiadomo, że im więcej tzw. zdolności muzycznych, tym lepiej. Ale jeśli chodzi o minimum, bo przecież o tym mówimy, to potrzebny jest ten podstawowy słuch muzyczny. Śmiem twierdzić, że to jest coś, co się ma, albo się tego nie ma… I nie ma w tym żadnej naszej zasługi, jest to po prostu dar od Pana Boga. Tak jak w poezji, można mieć talent do pisania wierszy lub poprzestać na tworzeniu tzw. rymów częstochowskich… Słuch muzyczny można oczywiście rozwijać i nawet należy! Niemniej musi być ten pierwiastek wrodzony i bada się go przy każdym przesłuchaniu do chóru. Zdarzają się ludzie zupełnie pozbawieni słuchu muzycznego, tak zwani afoni, którzy raczej nigdy w chórze śpiewać nie będą, a przynajmniej nie powinni, lecz jednak większość takie minimum słuchu muzycznego ma. Czym innym są walory głosowe (barwa głosu), chociaż to też w dużej mierze kwestia wytrenowania. W chórze nie śpiewają soliści, przynajmniej nie tylko soliści, więc często bywa tak, że chór składa się z ludzi, którzy głosowo są tacy powiedzmy średni, ale jeżeli jest dobry dyrygent, to chór brzmi dobrze, nawet bardzo dobrze. Podsumowując, potrzebne jest jakieś minimum słuchu muzycznego i tak zwanej wrażliwości muzycznej, ale przecież większość osób to ma :-)
Czy w waszym repertuarze znajdują się tylko dzieła klasyczne i utwory sakralne, czy może są w nim także utwory patriotyczne lub lżejsze, frywolne?
Frywolne póki co jeszcze nie…(śmiech) Klasyki mamy na razie w sumie niewiele, chociaż też jest. Teraz jest to taka mieszanka. Ogólnie na obecnym etapie śpiewamy wszystko to, co jesteśmy w stanie poprawnie wykonać i co można wykorzystać w liturgii. Przy doborze repertuaru najpierw patrzę na utwór, czy on nam się przyda, nie ma bowiem sensu uczyć się takiego, którego nigdy nie zaśpiewamy, a po drugie, czy będziemy mogli w rozsądnym czasie się go nauczyć. Dodam, że mamy także w repertuarze utwory patriotyczne, aby móc wykorzystać je przy odpowiednich do tego okazjach.
Czy artystyczna integracja takiego zespołu jak chór jest procesem trudnym i długotrwałym?
Można prosić o uściślenie pojęcia „artystyczna integracja”?
Chodzi o zgranie zespołu do takiej konsystencji, żeby móc z czystym sumieniem wystąpić na przykład podczas Eucharystii…
To jest proces, który nigdy się nie kończy, cały czas trwa. Twierdzę tak korzystając z doświadczenia z innych chórów, które prowadzę już od kilkunastu lat. Z pewnością duży wpływ na tak rozumianą integrację artystyczną ma fluktuacja stanu osobowego zespołu. Teoretycznie można sobie wyrazić chór, który ma stały skład przez na przykład 30 lat…
… marzenie…
… i tak, i nie! Z jednej strony tak. Jeśli założymy, że chór funkcjonuje bez fluktuacji, albo z minimalnym jej natężeniem, to rzeczywiście ten poziom artystyczny będzie przez pierwsze lata rósł, przyjmując oczywiście, że jego członkowie chcą się uczyć, bo nauka to zawsze jakaś zmiana siebie samego. Z drugiej strony jednak ten wzrost będzie występował tylko do pewnego momentu, choćby dlatego, że przecież w większej grupie ludzi nieuchronnie co jakiś czas będą zdarzały się odejścia, czy to z powodu przeprowadzki, czy też po prostu z powodu śmierci... Czyli stały skład przez lata w praktyce oznacza, że chór stopniowo się kurczy, a to nie może dobrze wpływać na jakość śpiewu. Jeszcze ważniejsze jest to, że grupa tworzona przez lata przez ciągle te same osoby niemal nieuchronnie będzie się coraz bardziej zamykała we własnym kręgu, coraz trudniej będzie nowym, nawet chętnym osobom znaleźć swoje miejsce w takim chórze.
Zatem w chórze wskazane jest, aby występowała jakaś wymiana, by dochodziły nowe osoby, aby nie tworzyły się tak zwane dziury pokoleniowe, które potem bardzo trudno „zasypać”. Integracja artystyczna zdecydowanie jest procesem, który trwa ciągle. Natomiast odnosząc się do pytania, od jakiego umownie poziomu można wystąpić na Mszy św. odpowiem tak: znam dyrygentów, którzy skłonni są wystąpić z chórem tylko jeden raz w roku, aby na ten jeden występ był on przygotowany perfekcyjnie, ale raczej niewiele osób chce śpiewać w chórze, który ma próby co tydzień, a występuje co rok; z drugiej strony są dyrygenci, i pewnie czasem się z tym spotkaliśmy, którzy uważają, że nieważne jak chór śpiewa, byle śpiewał często i głośno – wtedy z kolei mało kto chce słuchać takiego chóru… Trzeba się znaleźć gdzieś pośrodku, aby i chórzyści mieli radość ze śpiewania i słuchacze przyjemność z słuchania.
Co zatem przeszkadza a co pomaga w prowadzeniu chóru?
Trochę ogólne pytanie, można nieco bardziej szczegółowo…?
Spóźnialstwo, absencja, nieprzygotowanie głosów…
Na pewno absencja czy spóźnialstwo nie jest czymś, co pomaga. Słaba frekwencja czy spóźnialstwo prędzej czy później odbije się na jakości śpiewu. Niestety, w tym drugim nie zawsze jestem wzorem godnym naśladowania.
Biorę też jednak pod uwagę, że niektórzy chórzyści czasem pracują do późna i nie zawsze są w stanie być na próbie od jej początku. W takiej sytuacji zachęcam, aby przyjść po cichu, bez rabanu, pomimo nawet znacznego spóźnienia; lepsze to, niż nieobecność. Ale nad tym, co przeszkadza nie chciałbym się za bardzo skupiać.
To może co pomaga?
Zaangażowanie. Są tacy, którzy jak są trochę chorzy, zachrypnięci, to na przykład dzwonią pytając: „Słuchaj, Krzysztof, nie kaszlę, nie prycham, nie mogę śpiewać, ale czy mogę chociaż przyjść na próbę i posłuchać?”. Ja wiem, że oni zrobią wszystko, żeby się dobrze nauczyć. Nie wymagam pracy w domu zakładając, że chór tworzą ludzie, którzy gdzieś tam mają swoje zajęcia. Ale są osoby, które korzystają z materiałów, które przygotowuję, a które są dostępne w Internecie (jakieś nagrania głosów itp.), oni – używając szkolnej gwary – „ryją” te utwory w domu, osłuchują się z nimi wcześniej, bowiem chcą być dobrze przygotowani, chcą jak najlepiej śpiewać. Pomaga także otwartość na innych, chęć do udzielania się w grupie, pomagania innym. Jeżeli ktoś przyjdzie na spotkanie chóru z nastawieniem „co to nie ja”, „ja wiem najlepiej”, czyli w takiej postawie zamkniętej, w chórze będzie miał ciężko i z nim też będzie ciężko. I odwrotnie, jeśli ktoś jest otwarty na innych, to to bardzo pomaga.
W prowadzeniu chóru bardzo pomaga osoba prezesa, obecnie funkcję tę pełni pani Teresa. Ja jestem typem dyrygenta, który najchętniej ceduje wszystkie sprawy nie związane bezpośrednio ze śpiewaniem na inne osoby – po prostu nie chcę mieć za dużo na głowie :-) Mam to szczęście, że Pani Prezes zdejmuje mi większość kłopotów z głowy, a poza tym naprawdę wiele osób w chórze chętnie angażuje się w rozmaite działania związane z jego funkcjonowaniem. Gdy na próbie pada pytanie kto się zajmie jakąś sprawą – na ogół ze znalezieniem chętnej osoby nie ma problemu.
Są też dwie osoby w chórze, które pomagają mi w nauce linii melodycznych nowych utworów oraz w przypominaniu tych już znanych: pani Ewa – nauczycielka muzyki oraz Rafał – student Akademii Sztuki. To dla mnie ogromne wsparcie, bo dzięki nim możemy na próbach rozdzielać się czasem na 3 sekcje głosowe (sopranki, altanki i panowie) i w osobnych pomieszczeniach poznawać/powtarzać melodie utworów. Dzięki Ewie i Rafałowi praca idzie znacznie szybciej!
Są jakieś problemy, z którymi chór i jego kierownik boryka się obecnie?
Zawsze jakieś będą. Jednak ja bym nie narzekał. Jest teraz ogromny dostęp do nutowych archiwów. Nawet jeśli czegoś nie mogę znaleźć, staram się to opracowywać samemu – mam na myśli dopasowanie głosów do utworów już powstałych, wtedy czynię to kierując się dodatkowo możliwościami wokalnymi chóru. Jednak wracając do istoty pytania powiedziałbym, że tu, na Bukowym, są świetne warunki do prowadzenia chóru. Bez cienia kokieterii stwierdzam, iż w znacznej mierze przyczynia się do tego sam proboszcz parafii. To osoba, która w moim odczuciu mało gada, a dużo robi. Prosiłem go kiedyś o lepsze światło dla chóru. „Pomyślimy, zobaczymy” – odpowiedział. Przychodzimy po wakacjach – światło zamontowane. Ktoś kiedyś wspomniał, że w salkach krzesła są niewygodne, wysłużone… Mamy nowe krzesła. Swego czasu wierciliśmy proboszczowi dziurę w brzuchu (sic!) na temat podestów scenicznych na chórze w kościele… Dwa miesiące temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia odbieram od proboszcza telefon: „Krzysztof, masz tam ze dwóch panów, żeby pomóc rozłożyć podesty, bo właśnie dotarły?”. Ksiądz proboszcz jest żywo zainteresowany funkcjonowaniem chóru jak i jego potrzebami. Budujące dla całego chóru są ciepłe słowa nierzadko płynące od ambony. My to wszystko dostrzegamy i doceniamy.
Czy aktualna formuła kadrowa przewiduje możliwość jej rozbudowy? Jeśli tak, to w jakich przedziałach głosowych?
Rozbudowa? Jak najbardziej tak! Nie wyobrażam sobie chóru parafialnego, który nie byłby otwarty na nowe osoby. On już z definicji powinien taki być. Ograniczeń wiekowych w zasadzie nie ma żadnych. No może z wyjątkiem bardzo małych dzieci, bo wtedy jest to już zupełnie inna dyscyplina pracy. Młodzież, która potrafi podporządkować się tej specyficznej dyscyplinie chóru, jest bardzo mile widziana. Górnych granic nie ma, dopóki ktoś jest w stanie śpiewać, nie ma żadnych przeszkód. Standardowo, przynajmniej jeśli chodzi o chóry parafialne w tej części Polski, problemem jest deficyt głosów męskich. W naszym chórze nie jest najgorzej. Stan ten oscyluje średnio w granicach 7-8 panów. Ale to jest mało. W porównaniu z ponad 20-osobową grupą pań, przydałoby się ze dwa razy więcej…
Jak wygląda roczna siatka zajęć chóru i kiedy jest ewentualnie dobry moment, by do niego wstąpić?
Próby chóru odbywają się raz w tygodniu. Od dłuższego czasu jest to czwartek, godz. 19.00. Śpiewamy przeciętnie dwa razy w miesiącu na parafialnych niedzielnych Mszach św. Zapewniamy muzyczną oprawę parafialnych apeli jasnogórskich w ostatnie czwartki miesiąca oraz we wszystkie ważne uroczystości i święta kościelne wypadające w roku liturgicznym. Dwa razy w roku organizowane są wyjazdowe warsztaty muzyczne dla całego chóru. Takim naszym stałym ostatnio miejscem jest pewien ośrodek wypoczynkowy w położonym nad morzem Dziwnowie. Warsztaty rozpoczynają się wieczorem w piątek, a kończą niedzielnym popołudniem. Jest to czas intensywnych prób, plus oczywiście integracja. Rok pracy to dla nas klasyczny okres szkolny, czyli czas od września do czerwca. W odniesieniu do drugiej części pytania odpowiem, że najlepszym momentem przystąpienia do chóru jest początek roku pracy czyli wrzesień. Oczywiście głównie ze względów organizacyjnych, po prostu łatwiej wówczas dyrygentowi zaplanować pracę z chórem w danym roku, gdy wie, jakim składem osobowym może dysponować. Jednak nie ma żadnych przeszkód, by wstąpić do chóru w każdym innym momencie. Wystarczy pojawić się na naszej czwartkowej próbie o godz. 19.00 i oznajmić: „Ja chcę do chóru!”. Przyjmiemy każdego spełniającego minimum, o którym mówiłem już wcześniej.
Jakie słowo zachęty chciałby kierownik chóru skierować do tych, którzy chcieliby do niego przystąpić, a być może brakuje im ku temu śmiałości?
Mam takie motto, którym często posługuję się na internetowym forum chóralnym, najbardziej chyba w tym momencie wymowne: Bóg dał talent po to, aby nim się dzielić. Jeżeli więc ktoś czuje, że jest muzykalny, że ma trochę głosu oraz leży mu na sercu piękno liturgii, to służba śpiewem w chórze parafialnym jest jedną z najlepszych możliwości, aby móc osobiście przyczyniać się do upiększania celebracji Eucharystii w parafii, aby w piękny sposób czynnie uczestniczyć w liturgii i mieć swój udział w jej kształtowaniu i przebiegu. A wszystko to pośród ludzi, którym przyświecają te same cele, pośród wspólnoty. Wspólne wychwalanie Boga śpiewem - to już samo w sobie stanowi coś pięknego! Czy jest bowiem na świecie słuchacz bardziej godzien by mu śpiewać niż Bóg?
Życząc muzycznych jak i duchowych uniesień dziękuję za rozmowę.
Z dyrygentem parafialnego chóru mieszanego Cantamus Domino – Krzysztofem Krzemieniem, tuż przed rozpoczęciem próby muzycznej rozmawiał Adam Szewczyk.
Szczecin, 4 lutego 2016 r.
Pliki do pobrania
2013 © Wszelkie prawa zastrzeżone